niedziela, 30 listopada 2014

Artur Andrus, Blog osławiony między niewiastami

Blog osławiony między niewiastami to zabawny zbiór różnorakich tekstów/felietonów Artura Andrusa, które pojawiały się na jego blogu, bądź też w różnych publikacjach prasowych. Lekka, choć gruba pozycja pozwala oderwać się trochę od rzeczywistości, ale po to, by zobaczyć ją trochę w krzywym zwierciadle. Mi osobiście ten typ poczucia humoru przypasował, ale nie wiem, czy trafi on do wszystkich i tu trzeba z tą książką uważać – by nie kupić jej w prezencie np. jakiemuś mrukowi i malkontentowi ;).

Osobiście kojarzę Pana Andrusa z kabaretowych występów scenicznych. Nigdy nie przypuszczałam, że może on pisać bloga, bądź też felietony do różnego typu czasopism (zwłaszcza policyjnego czy lekarskiego). Nieznane mi było też jego radiowe oblicze. W książce znalazło się jednak sporo rzeczy opartych na jego pracy w tego typu medium, a także o współpracy z słuchaczami, którzy podsyłali mu różnorakie odpowiedzi, na różnorakie jeszcze bardziej pytania – te teksty najbardziej pochłaniały moją ciekawość, bo wychodziły z nich niebanalne i przezabawne rzeczy. Cały zbiór ma oczywiście swoje słabsze strony - jest to seria tekstów nazywanych: Żałuj Marleno! Ja mogłabym zakrzyknąć: Żałuj Arturze Andrusie, że wrzuciłeś je do tej książki i tym samym zająłeś cenne miejsce dla swoich, jestem tego pewna, dużo lepszych tekstów! Mam też wrażenie, że autor rozochocił wszystkich początkiem, a z czasem i w końcówce już niestety tak zabawnie nie było. Chichotałam co rusz i śmiałam się dużo w powiedzmy pierwszej części tej pozycji, później gdzieś to zanikło. Coraz więcej było tej nieszczęsnej Marleny (choć dzięki Bogu nie aż za dużo) i chyba to też wpływało na odbiór książki. Mimo to nie mówię, że po połowie książka się kończy, a skądże! Całe 500 i trochę stron to dobra robota (no może oprócz Marleny – choć i tu trzeba przyznać, że wyobraźnia u autora musiała pracować na wysokich obrotach i podziwiam podejście do sprawy). Ironiczne i błyskotliwe podejście do błahych naszych problemów, przywar Polaków i życia w naszym kraju, podane jest w specyficznej formie humorystycznej i z dużym dystansem do siebie i całego otoczenia. To chyba zawsze dobry temat do pisania takich rzeczy, a odbiór ma to dobry. Książka ma też „wkładki”, które pozwalają czytelnikowi dotknąć po części twórczości Andrusa. Teksty piosenek, wierszy zapisane na różnych, czasami bardzo przypadkowych kartach, są fajnym przerywnikiem w czytaniu.

Czyta się to przyjemnie, choć ja osobiście, wertowałam tę książkę w okresie wzmożonej pracy i tylko wieczorami miałam na nią czas. Pierwszą połowę wchłonęłam bardzo szybko, zmęczenie nie przeszkadzało i zarwałam nawet ze dwie noce. Natomiast im bliżej końca, tym bardziej z książką wygrywały przymykające się moje oczy i aż tak szybko nie przeczytałam tej pozycji. Ze spokojnym sumieniem mogę ją jednak polecić, ale tylko osobom z dystansem – z dystansem do siebie, życia … wszystkiego. Przy wchłanianiu tego wydania z pewnością jest potrzebny luz, który charakteryzuje styl autora. Kilka felietonów to typowe „petardy” i dla nich na pewno warto sięgnąć po Blog osławiony między niewiastami. 

Podsumowanie:
Autor: Artur Andrus
Tytuł: Blog osławiony między niewiastami
oprawa: twarda
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 7/10
Książkę można kupić w Empik

sobota, 29 listopada 2014

Ania Witkowska, Babskie fanaberie, czyli w cholerę z tym wszystkim

Tuż przed nią przeczytałam francuski odpowiednik tego typu książki i muszę stwierdzić, że co nasze polskie – to lepsze. Mimo to, po przeczytaniu, wielkiego ‘wow’ nie było. Był to dla mnie to typowy coachingowy produkt, który ma swoje mocne, jak i słabe strony – tak wydawało mi się na początku. Z perspektywy czasu widzę dużo plusów i mam do tej pozycji bardzo pozytywne odczucia, w stosunku do autorki również. W dodatku inspiruje i pobudza do działania, a to w książkach lubię.

Tytuł jest z pewnością bardzo mylący, bo nie jest to książka o babskich fanaberiach, ale o kobiecych rozterkach i problemach egzystencjalnych (jeju, jak to brzmi :P) – mniej lub bardziej ważnych.  Cała  książka to zbiór haseł, pod którymi kryją się pewne mądrości życiowe. Wszystko, co zawiera ta pozycja, nie jest ani odkrywcze, ani zaskakujące, jest trochę banalne, proste, ale przynosi chyba zamierzony efekt – motywuje. Jedne z hasełek są bardziej trafne, drugie odrobinę mniej, rzadko zdarzają się takie by w ogóle do mnie nie trafiały, więc nie jest źle. Autorka trochę bazuje na sobie i swoich doświadczeniach, co jest fajne i uwiarygodnia pewne kwestie. Wszystko to uzupełniają skromne i nieprzesadzone rysunki, których nie jest ani za dużo, ani za mało – w sam raz. Pod tym względem wydanie jest bardzo przyjemne. Wspomniane rysunki dodają książce pewnego charakteru, są one bardzo kobiece, więc dają czytelniczce poczucie pewnej intymności i świadomości, że ta książka kierowana jest właśnie do niej. Potęguje to też sposób, w jaki Ania Witkowska pisze – zwraca się bezpośrednio do czytającej tę książkę kobiety, tym samym zmniejsza dystans na linii czytelnik – autor, co uważam jest bardzo dobrym zabiegiem. W dodatku sprawia to, że czujemy do autorki dużą sympatię. To chyba też wpływa na odbiór książki całościowo. W wydaniu tym użyto także kilka ćwiczeń, które mają wpłynąć na czytelniczki i pomóc im odnaleźć się w sobie. Wszystkich nie zrobiłam, ale kilka jest naprawdę fajnych. Babskie fanaberie, czyli w cholerę z tym wszystkim to ciekawy produkt, który wchłonie się w jeden wieczór – szybko, łatwo i, co najważniejsze, przyjemnie. W dodatku też dodaje skrzydeł i pozwala uwierzyć w siebie, mimo że przypomina o podstawach, o kwintesencji bycia kobietą:

Jesteś jedyna w swoim rodzaju, wyjątkowa i ważna. I zawsze tak jest. Nie pozwól nikomu, aby ci wmówił, że jest inaczej.”

Wiem jedno – gdy będę miała gorszy okres lub dzień, gdy stracę wiarę w siebie i we własne siły – sięgnę po tę książkę, tylko po to by choć trochę ponownie z niej wynieść energię i zapał do działania. Jest to coś na te „gorsze dni” i choć nie powala na kolana elokwencją i jakimiś wyszukiwanymi radami, to pomaga i warto się w tym zatopić. Myślę, że gdyby Babskie fanaberie były zbyt "elokwentne" nie trafiały by tak bardzo do czytelniczki. Lekki przekaz jest w tym wypadku dużym plusem. Po pozycję można sięgnąć za każdym razem, gdy czuje się taką potrzebę, zwłaszcza, że przeczytanie całości nie zajmuje dużo czasu - dwie godzinki w zupełności myślę wystarczą. Wydaje mi się, że każdej kobiecie czasem przyda się przeczytać taką książkę.

Podsumowanie:
Autor: Ania Witkowska
Tytuł: Babskie fanaberie, czyli w cholerę z tym wszystkim
oprawa: miękka
Wydawnictwo: Feeria
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 7/10
Książkę można kupić w Empik

wtorek, 25 listopada 2014

Henning Mankell, Piąta kobieta

Chyba można o mnie powiedzieć: mankelloholiczka. Wchłaniam go w ilościach wszelakich, a raczej ilościach akurat dostępnych w mojej bibliotece. Jak już pisałam chronologicznie nie zawsze mi się udaje przysiąść, ale części Fałszywy trop i Piąta kobieta, które akurat następują, udało mi się przeczytać. Moich zachwytów nad kryminałami Mankella nie będzie więc końca… znowu, bo Mankell ponownie nie zawiódł.

Ta część rozpoczyna się od wielkiego morderstwa w zakonie, które jak się okaże będzie dużą, ale niewidoczną częścią tej książki. Wita nas także wątek wycieczki do Rzymu, którą Wallander odbył z ojcem. Niedługo po niej jego życie prywatne wywraca się do góry nogami. Ystaad wstrząsa kolejna seria morderstw.Wallander i spółka próbują znaleźć powiązania i znajdują – zabijani mężczyźni nie byli przykładnymi obywatelami, mężami, partnerami – krzywdzili kobiety. Pościg za mordercą trwa, w żaden sposób nie daje się go namierzyć. W oczy policjantów zaczyna wkradać się strach, bowiem czyny mordercy są bardzo brutalne. Mają one też jakąś symbolikę. W dodatku po pewnym czasie policjanci szukać muszą zaginionej młodej matki z dzieckiem. Sieć wydarzeń i różnych wątków powoduje, że czytelnik zostaje wciągnięty w tę opowieść całkowicie. Oprócz strony zawodowej w życiu Wallandera obserwujemy także jego stronę prywatną, mocno osobistą. Wiadomo, że policjant  z każdą częścią nie młodnieje, a starzeje się i dosięgają go problemy osób dojrzałych. To przenikanie się wątków i manewrowanie między nimi nie sprawia czytelnikowi najmniejszych problemów, wszystko pasuje jak ulał. Jestem pewna, że w wielu innych wpadkach nie raz i nie dwa można by było się zagubić. Mankell pisze jednak tak, że wszystko gładko przechodzi jedno w drugie. Oczywiście ani przez chwilę w książce nie ma stagnacji  - akcja cały czas jest wartka i wszystko dzieje się w tempie, które sprzyja czytaniu. Nawet jeśli przez chwilę bohaterowie są w kropce i nie wiedzą, w którą stronę pociągnąć śledztwo, za chwilę akcja przyspiesza i od książki nie można się oderwać.

Rozwiązanie śledztwa przychodzi dość banalnie, ale przy tym uderza podłoże tych wszystkich morderstw. W książce Wallander dziwił się, że policjanci próbują zrozumieć zabójcę/zabójczynię, ale to samo dotyczy czytelnika. Osobiście szukałam wytłumaczenia dla czynów tej osoby, znając podłoże jej działań. W tej części występuje zabójca, który uzyskuje delikatne rozgrzeszenie za swoje czyny, choć są one niezwykle brutalne. Jest to osoba zła, ale po części też w środku dobra i bardzo skrzywdzona. Warto sięgnąć po tę pozycję, by móc zobaczyć, jak odbierze się tę książkę i jakie uczucia wzbudzi.

Podsumowanie:
Autor: Henning Mankell
Tytuł: Piąta kobieta
oprawa: miękka
Wydawnictwo: W.A.B.
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 8/10
Książkę można kupić w Matras

czwartek, 13 listopada 2014

Henning Mankell, Fałszywy trop

Idąc za ciosem w bibliotece wypożyczyłam wszystko Henninga Mankella, co kolejno było na półkach, choć nie zawsze chronologicznie. Jako następny w mojej przygodzie z Wallanderem na tapetę poszedł Fałszywy trop. Rozpoczął się już dużo lepiej niż Biała lwica – wystartowałam więc i … nie mogłam przestać czytać. Książka wciągnęła mnie całą, po sam czubek głowy.

Fałszywy trop to mocna pozycja, którą chłonie się w bardzo szybkim czasie. Wszystko dlatego, że pełna napięcia fabuła wciąga po uszy i nie pozwala oderwać się od czytania od samego początku. Książkę otwiera wzruszająca historia, która naprawdę mocno łapie za serce – pierwszy raz spotkałam się z taką u tego autora, ale to pokazuje, że nie jest skupiony na jednym – na morderstwach. Już sam wstęp nadaje książce specyficznej atmosfery, która utrzymuje się już do jej zakończenia. Pracę Kurta Wallandera otwiera natomiast specyficzna sprawa i to wcale nie morderstwo, a samobójstwo młodej dziewczyny. Te odstępstwa od reguły dają książce pewnej świeżości, później fabuła wraca na ten typowy – kryminalny tor. Od około połowy opowieści, jak to u Mankella bywa, znamy głównego sprawcę krwawych, sadystycznych wydarzeń i obserwujemy pościg za nim, a także jego spojrzenie na całą sprawę. Od początku jednak bardzo skomplikowane śledztwo prowadzone przez Wallandera i spółkę błądzi i nie idzie odpowiednim tropem. W pewnym momencie ta nieporadność policji zaczyna być odrobinę irytująca, ale pewnie jest to zabieg specjalny – ja bowiem jeszcze bardziej wciągałam się przez to w fabułę i z niecierpliwością czekałam na te prawidłowe już wnioski i działania. Jak to też u Mankella jest zazwyczaj, kilka wątków przeplata się w niezwykle umiejętny sposób, policjanci prowadzą równolegle dwa śledztwa i przez całą niemal długość opowieści czytelnik, podobnie jak główni bohaterowie, zastanawia się, czy one się łączą. Napięcie budowane przez autora w mistrzowski sposób utrzymuje się cały czas, a wzmacnia je jeszcze presja czasu, jaka wywierana jest na bohaterach. Ciągłe komplikacje tylko dodają smaczku dynamicznym wydarzeniom. Dla bohaterów oprócz trudnego śledztwa, ważne są fakty czysto społeczne - zmiany w ich otoczeniu, kraju. Oto w spokojnej dotychczas Szwecji ma miejsce fala brutalnych zabójstw. W społeczeństwie szwedzkim daje się zauważyć niepokój i strach, zwłaszcza w tej małej społeczności Ystad. Miejsce to teoretycznie spokojne i osłonięte od zbrodni staje się jej centrum, bohaterom coraz trudniej jest więc pozytywnie spoglądać w przyszłość. Na tle wydarzeń czysto śledczych oczywiście przypatrujemy się życiu prywatnemu Wallandera, jego problemom i troskom oraz relacjom rodzinnym. Podobnie jest także z pozostałymi członkami jego ekipy, jednak nie w tak dużym zakresie, jak w przypadku Kurta. Oczywiście wszystko jest umiejscowione w fabule perfekcyjnie – każdy wątek, historia i wydarzenie jest na swoim odpowiednim miejscu w tym kryminale. To jest właśnie cały kunszt Mankella – jego sprawność w manewrowaniu historią i jej treścią. 

Jak się okaże wszystkie wydarzenia w tej części przygód są wynikiem czegoś. Wszystkie morderstwa w Fałszywym tropie mają jedną podstawę. Mankell tutaj daje nam do zrozumienia, że impuls, pewien zapalnik może pociągnąć za sobą całą serię zdarzeń. Autor kontynuuje ten zamysł także w następnej części – Piąta kobieta. Już nie raz i nie dwa polecałam kryminały Mankella, to naprawdę w tym gatunku jedne z lepszych powieści i sięgnąć po nie mogą najbardziej wybredni fani tego typu literatury. Seria z Wallanderem ma w dodatku swoisty klimat, do którego bardzo chętnie się wraca. 

Podsumowanie:
Autor: Henning Mankell
Tytuł: Fałszywy trop
oprawa: miękka
Wydawnictwo: W.A.B.
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 8/10
Książkę można kupić w Matras

poniedziałek, 10 listopada 2014

A.S. Girard/M.A. Girard, Perfekcyjna kobieta to suka

Książka o intrygującym tytule, autorstwa dwóch francuskich bliźniaczek, stanęła na mojej półce jakiś czas temu i była jedną z najbardziej wyczekiwanych pozycji. Teraz wiem, że moje zniecierpliwienie przed jej zakupem było nad wyrost, bo książka nie wniosła nic nowego w moje kobiece nie perfekcyjne życie.
Czekałam mocno na tę książkę od momentu gdy zobaczyłam jej zapowiedź. Pomyślałam: to jest coś dla mnie, na pewno – i tak mocno, jak na nią czekałam, tak mocno się zawiodłam. 650000 egzemplarzy! Francuski bestseller – biło po oczach z okładki, więc ja sobie ją zakupiłam. Spodziewałam się zabawnego, mądrego, ale lekkiego poradnika, w którym bym odnalazła choć w małej części siebie i pozwoliłby choć trochę nakierować mnie, jak być perfekcyjnie nie perfekcyjną. Tymczasem w rękach trzymałam śmieszną tylko momentami, mało elokwentną i mało ciekawą książkę napisaną jakby na siłę. Zamiast czuć się ze sobą lepiej, po przeczytaniu książki czułam się jeszcze bardziej nie perfekcyjna, a to nie tak chyba miało być. Autorki nie są Polkami, książka nie powstawała w polskich realiach, a polski styl życia mocno różni się od tego w Europie Zachodniej. Potrzebny był więc jej przekład na te polskie warunki, jest więc możliwe, że to co w tej książce było dobre, gdzieś się w tych zmianach zatraciło. W naszym kraju, w życiu polskich kobiet filozofia tej książki nie znajdzie dobrego odzwierciedlenia. 

Trzeba przyznać, że książka napisana jest w bardzo przystępny sposób, nie ma za dużo treści, czyta się ją zatem bardzo szybko – całość zajęła mi maksymalnie 2 godziny (w tym zawiera się też spacer z psem), więc nawet nie zdążyłam zmęczyć oczu. Jest ona łatwa do czytania mimo że trochę rzeczy jest zagmatwanych, punkty i podpunkty wielokrotnie łączą się w znany tylko autorkom, bądź tłumaczowi sposób. Dla mnie kilkukrotnie jest to pajęczyna niezrozumiałych i przypadkowych następstw. Miałam też wrażenie, że momentami pisane to było na siłę, aby tylko „coś” zapełniło stronę i to wszystko. Bardzo sympatycznym elementem książki są „wstawki”. Trzy „bony na dyspensę od obowiązku małżeńskiego”, czy trzy „bony na weto”. Do wycięcia i ewentualnego użycia dla zabawy w życiu – może ktoś z nich skorzysta.  Każdy z rozdziałów rozpoczyna się też nową zasadą – niektóre z nich, a jest ich w sumie 30, są nawet znośne i można je potraktować jako pozytywny punkt zaczepienia. 

Prowokujący tytuł, fajna okładka  - to jest akurat to, co mocno przykuwa uwagę. Jednak w książce najważniejsza jest treść! Poradnik przetrwania dla normalnych kobiet – czytamy dalej. Z tego wynika, że ja chyba nie jestem normalną kobietą, bo ten poradnik w ogóle do mnie nie trafił. Całe WOW, jakie pojawia się przy okładce i pierwszą stycznością z tą pozycją, niestety znika w trakcie czytania. Sama na tę okładkę dałam się nabrać – kupiłam tę książkę. Teraz wiem, że jest jedną z tych, które mogę przeczytać, ale w swojej biblioteczce mieć nie muszę. Zdarzyło się inaczej – nie będę z tego powodu robić nie wiadomo jakiej tragedii, bo i jest coś co wpadło mi w tej książce w oko i spodobało się: „Skoro perfekcyjna kobieta jest suką, książę z bajki jest skurwielem! Bo w przeciwieństwie do perfekcyjnej kobiety … w ogóle nie istnieje.” Na tym myślę zakończymy. Niebawem recenzja kolejnej pozycji Wydawnictwa Feeria z tej samej tematyki - już nasza polska i muszę przyznać, że dużo lepsza. Pamiętajmy, co polskie to nie znaczy, że złe! :)

Podsumowanie:
Autor: A.S. Girard/M.A. Girard
Tytuł: Perfekcyjna kobieta to suka. Poradnik przetrwania dla normalnych kobiet
oprawa: miękka
Wydawnictwo: Feeria
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 5/10
Książkę można kupić w Empiku