Postanowiłam wracać powoli do pisania. Czasu nie mam jednak
dużo i mimo chęci, od początku miałam obawy, co do częstotliwości. Postanowiłam
chociaż w kilku zdaniach zawierać to, co przeczytałam w ciągu danego miesiąca.
Stąd to podsumowanie. W styczniu nie poszalałam, ale i tak jestem zadowolona.
Mój czytelniczy miesiąc wyglądał następująco:
1. Bernard Minier - Na krawędzi otchłani
Początek roku był ciężki. Nie tylko ze względu na ogrom pracy, ale też ze względu na tę książkę. Byłam załamana i chyba nadal jestem, bo zupełnie mi ona nie podeszła. Kocham Miniera, ale "Na krawędzi otchłani" nie jest dla mnie. Najwyższe technologie, mega mózgi, chińskie gigafirmy informatyczne, sztuczna inteligencja, roboty i inne... To nie moja bajka. Musiałam robić sobie przerwy od tej książki. Gdy do niej wróciłam, wcale łatwiej nie było, a wszystko rozkręciło się tak naprawdę na koniec.
2. Jacek Galiński - Kółko się pani urwało
Mój przerywnik w trakcie czytania Miniera. Książkę chłonie
się raz dwa, jest zabawna, lekka i taka do poczytania i "odmóżdżenia
się". Pani Zofia jest wkurzająca, egocentryczna, ale słodka zarazem.
Ogólnie rzecz biorąc, jest to bardzo skomplikowana postać z wieloma przygodami
na koncie. Momentami są one trochę absurdalne, ale w końcu to książka, a w
dodatku komedia. W rzeczywistości takie babcie są bardzo irytujące i podnoszą
ciśnienie, a Zofia w czytelniku budzi tylko pozytywne emocje. Z
niecierpliwością czekam, aż będę mieć drugą część, bo ciekawa jestem dalszych
jej przygód.
3. Simon Beckett - Niespokojni zmarli
To jest mój styczniowy strzał w dziesiątkę. Wróciłam do
Becketta po dłuższej przerwie, ale to dlatego, że on też długo nic nie pisał,
ja troszku o nim zapomniałam, ale teraz moja miłość do niego wróciła ze
zdwojoną siłą. Jestem zakochana w tym, jak on opisuje to wszystko, co dzieje
się z truposzkami, jakie reakcje zachodzą, procesy gnilne, robactwo wżerające
się w trupka itd. W połączeniu z fabułą - poezja, choć nie dla ludzi o słabych
nerwach, bądź żołądkach. Dla mnie bomba. Jego książki będę wciskać każdemu, a
serię z antropologiem Davidem Hanterem polecam zacząć od początku - od Chemii
śmierci. Mimo że "Niespokojni zmarli" mają ciut ponad 500 stron -
łyka się to raz dwa, bo oderwać się od książki nie idzie.
4. Simon Beckett - Zapach Śmierci
Nie mogłam, mając kolejną część serii z Davidem Hunterem,
sięgnąć po coś innego. Z książki do książki przechodzi się automatycznie,
choćby nie wiadomo, co również czekało na czytanie. I w tym przypadku się nie
zawiodłam. Beckett jest mistrzem opisów, utrzymywania poziomu napięcia i
jakości pisania przez wszystkie części tej serii. Żadna w mojej ocenie nie
odstaje. W tym wypadku mamy do czynienia z zagadkami starego, niedziałającego
już szpitala, którego budynek jest przeznaczony do rozbiórki, ale jednak
historia wychodzi z niego na światło dzienne. Oczywiście tą historią jest
truposzczak i to nie jeden. Wątki poboczne, nie wbijają się znacznie w ten
główny, są świetnym przerywnikiem. Dla mnie bomba!
5. Max Czornyj - Rzeźnik
Mocna pozycja dla ludzi o nerwach silnych jak stal i nie
bojących się krwi, czy rozczłonkowanych ciał. Książka działa na wyobraźnię i to
jest jej zdecydowanym plusem. Poznajemy historię - prawdziwą - rzeźnika z
Niebuszewa, w dodatku przedstawioną w bardzo obrazowy sposób. Pierwszoosobowa
narracja pozwala mieć wgląd w wydarzenia nie od strony obserwatora, ale samego
bohatera. To sprawia, że książkę czyta się bardzo szybko, przesuwa się przez
wydarzenia gładko i czeka się na to, co będzie ponownie. Polecam, ale to
rzeczywiście tylko tym, którzy dadzą radę z kilkoma drastycznymi opisami.
Nie znam tych książek. Mi w styczniu udało się przeczytać tylko dwie.
OdpowiedzUsuńZ powyższych polecam szczególnie Becketta i polskich autorów.
UsuńU mnie też bez szału, ale zawsze dobre dwie niż żadna :) A jakie konkretnie czytałaś?