wtorek, 12 września 2017

Recenzja - Edyta Włoszek: Ambasadorowa

Tę recenzję pisałam 4 dni. Za każdym razem modyfikowałam ją, bo była „za mocna”. Wcale nie ze względu na to, że książka jest zła – nigdy w życiu. Chodzi o samą tematykę. Przemoc domowa, w jakiejkolwiek postaci  - czy to psychicznej, fizycznej czy też finansowej - zawsze budzi we mnie lwicę, która jest gotowa użyć siły. Dlatego też za każdym razem, gdy chciałam już publikować moją opinię na temat samej książki, czytałam recenzję po raz dziewięćdziesiąty i uspokajałam siebie, ale także i sam tekst, wywalając to, co w nim tak naprawdę niepotrzebne - osobiste „wycieczki” do problemu przemocy domowej. Wywaliłam połowę tego co napisałam. Ale przechodząc do tego co najważniejsze - według mnie sama książka jest takim „must read and know” dla każdej kobiety.


Chyba nigdy nie zdarzyło się tak, bym podczas czytania książki chciała bić pięścią w ścianę i rozwalić cokolwiek co znalazłoby się w moim zasięgu. Nigdy żadna książka nie wywołała we mnie takich emocji. Wściekałam się, że takie rzeczy mają miejsce, że tak naprawdę jest wiele takich sytuacji, a mało kto na to reaguje. Że kobiety nie widzą pierwszych symptomów „początku końca” i tak łatwo dają się zdominować. Czytając „Ambasadorową” musiałam przerywać i sięgać po lżejszą książkę. W tym wypadku moim ratunkiem było „Pożądanie mieszka w szafie” – swoją drogą polecam, bo jest lekkie, zabawne i przyjemne. Ta pozycja była idealną odskocznią od wydarzeń z książki Edyty Włoszek - wydarzeń, które miały miejsce naprawdę, bowiem wszystko jest napisane na faktach. Przemoc domowa jest niezwykle ciężkim tematem, a kto się z nią zetknął orientuje się, że osoby, które są w centrum tego procederu dopiero w ostateczności proszą o pomoc. Zdarza się, że nawet w owej ostateczności zostają pod dyktaturą tyranizującej je osoby. Bohaterka książki „Ambasadorowa” wydaje się, że trafiła idealnie. Pracuje w konsulacie, wychodzi za mąż za sporo starszego konsula, który niedługo później dostaje nominację na ambasadora. Wspólnie wyjeżdżają na placówkę, gdzie… rozpoczyna się horror. Co jednak jest ważne i co niesie w przesłaniu sama książka - toksyczne związki to nie jedyne zło, jakie może nas spotkać. Bohaterka „Ambasadrowej” wcale nie wdepnęłaby w to wielkie „bagno”, gdyby nie jej równie toksyczna i despotyczna matka. Świetnym posunięciem było umieszczenie na końcu książki „Konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”. Po przeczytaniu prawdziwej, pouczającej historii, otwierającej może czasem oczy, zapoznanie się z konwencją i prawami kobiet może okazać się bardzo przydatne.


W samej książce nie obyło się bez potknięć korekty – jeden błąd gramatyczny i jeden błąd rzeczowy, który wyłapałam przez moje zboczenie zawodowe. I o nim napiszę, gdyż mocno leży mi na sercu, to by zwrotów „olimpiada” oraz „igrzyska olimpijskie” używano poprawnie. Otóż „olimpiada” jest to okres czterech lat pomiędzy „igrzyskami olimpijskimi”. Natomiast sam turniej, wszystkie zmagania sportowców to już są właśnie „igrzyska”. Dla niektórych to jedno i to samo, ale tak naprawdę „olimpiada” i „igrzyska” to dwie zupełnie inne rzeczy. Ze względu na to urywam maleńkie 0,5 z ogólnej oceny, ale samą książkę gorąco polecam każdej kobiecie. „Ambasadorowa” nie tylko da do myślenia, może uświadomi niektóre kobiety, a także pozwoli spojrzeć na ten problem innym, tym które niejednokrotnie z boku widzą przemoc domową. Pomoże zareagować, pokaże, że można to zrobić.

Książka objęta jest patronatem Centrum Praw Kobiet, do którego dane kontaktowe można znaleźć na jej końcu. 




Podsumowanie:
Autor: Edyta Włoszek
Tytuł: Ambasadorowa
oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wydawnictwo: Dlaczemu
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 9,5/10

Książkę można zakupić: Dlaczemu

1 komentarz:

  1. Książka rzeczywiście sprawia wrażenie mocnej i myślę, że każdy powinien się z nią zapoznać.

    OdpowiedzUsuń