Nie jest to łatwa książka i nie da się jej chłonąć, jak to
czasami jest w przypadku innych z wartką
akcją. Spokojna, ale ciężka tematyka sprawia, że tą książką człowiek się
delektuje. Nie można przez nią przebrnąć i przeskoczyć – „Kolaborantka” jest
jedną z tych pozycji, które pozostawiają w nas trwalszy ślad. Choć „rozkręca się” przez dłuższą chwilę, to później
naprawdę wynagradza trochę nudniejszy początek. Powoli kreuje się atmosfera i
historia kreuje swój urok.
Główny wątek – zakazana miłość, która - według mnie - jest wynikiem pragnień
i niespełnionych nadziei głównej bohaterki – Vivienne. Myślę, że to było podwalinami, gdy obok pojawił się oficer niemieckiej armii, który dał jej to - czego nie miała - zainteresowani. Jest to matka dwóch córek, żona,
która została sama na swoim małym polu walki, bo gdzieś tam na tym wielkim był/jest
jej mąż – mąż, który jak się okazje, wcale nie odgrywał swojej roli tak jak
powinien.Vivienne poznajemy w momencie
decyzji – niezwykle trudnej. Następstwa jej wyborów są różne, ale to pokazuje,
że czy w normalnym życiu, czy w czasie wojny nic nie jest w pełni jasne i
pewne, a życie nie składa się tylko z dwóch kolorów - czarnego i białego. Jak się okazuje w ciągu
całej książki. ma ona w sobie połączenie wszystkiego. Jest w niej zaparcie i
wola walki o rodzinę, nieufność i strach, wściekłość i uległość - rezygnacja, pokłady
miłości i obszary wołające o bycie kochanymi, oczekiwanie i chęć porzucenia
wszystkiego. Ta kobieta mimo ciężkiego okresu ma nadal marzenia, ma siłę, a
także ogrom empatii i nie poddaje się – jej starania na koniec zostają
wynagrodzone, choć nie tak do końca. Niespodziewane wydarzenia powodują, że coś
bezpowrotnie traci. Co w tej książce mocno wpływa na jakość to genialnie
realistyczne opisy. Były momenty, gdy czytając o uczuciach bohaterki, sama na
sobie czułam ciarki, bądź też strach. Niektóre z wydarzeń – tragiczne i
niesamowicie poruszające sprawiały, że nie potrafiłam powstrzymać łez. Czytelnik zupełnie przenosi się w świat na wyspie Guernsey. Miejsce to oczarowuje nas swoją
pięknością i nie jest ważne, w jakiej porze roku rozgrywa się akurat akcja. W dodatku akcja w bardzo fajny sposób faluje – autorka nie zanudza czytelnika zbyt długimi i
nudnymi przestojami i dawkuje jednak te mocniej wpływające na czytelnika
wydarzenia – nie brakuje tych dobrych, ale i tych mało przyjemnych. Oprócz
tragicznych momentów, momentów uroczych i spokojnych, są też te pełne strachu i
niepewności – książka funduje nam bardzo szeroki wachlarz uczuć. Co bije od
niej mocno, to prawdziwość wydarzeń. Gdzieś tam z tyłu głowy, mając w pamięci
lekcje historii, czy opowiadania dziadków, pozostaje pewna myśl, że historia,
którą poznajmy mogła dziać się naprawdę.
Koniec książki jest… dość zaskakujący, choć tak naprawdę dla
mnie nie był. Chodzi mi dokładnie o ostatnie wersy, które nadają książce i
historii nowego znaczenia. Dla mnie koniec był usatysfakcjonowaniem i nadaniem
powieści jakby pełności. Taki promyczek pozytywności po przeczytaniu o
niełatwych czasach i tragicznych wydarzeniach. Można powiedzieć, że to
najbardziej wzruszający moment w książce, który wstrząsa nie tylko myślami, ale
i sercem czytelnika.
Podsumowanie:
Autor: Margaret Leroy
Tytuł: Kolaborantka
oprawa: miękka
Wydawnictwo: MAK Verlag - Oficyna GOLA
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 7/10
Książkę można kupić w Merlin
Autor: Margaret Leroy
Tytuł: Kolaborantka
oprawa: miękka
Wydawnictwo: MAK Verlag - Oficyna GOLA
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 7/10
Książkę można kupić w Merlin
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz