piątek, 31 stycznia 2014

Łukasz Maciejewski/Danuta Stenka, Flirtując z życiem

Flirtując z życiem to ‘wywiad z rzeka’ z jedną z najlepszych polskich aktorek tych czasów, który ukazał się pod koniec ubiegłego roku. Bardzo szczera i pełna elegancji i kobiecości rozmowa ukazuje nie tylko życie i pracę Danuty Stenki, ale odkrywa też bardzo mocno jej zawód. Aktorka przede wszystkim teatralna, ale także i filmowa i serialowa w bardzo przystępny sposób pokazuje wiele aspektów aktorstwa, których nie widać z ekranu telewizora czy z desek sceny teatralnej. 

Książka Maciejewskiego to długa rozmowa ze Stenką o jej życiu i twórczości, o zawodzie aktora, rolach świetnych, jak i tych mniej wybitnych. Początkowa część książki poświęcona jest jej życiu w domu rodzinnym, a z czasem poznajemy jej niemal cały dorobek aktorski. Liczne role teatralne, przeplatane są rolami serialowymi, a także projektami radiowymi. Razem ze Stenką czytelnik przechodzi przez kolejne etapy jej kariery, przez miasta, w których kolejno mieszka; poznaje ludzi, których Stenka spotyka na swojej drodze. W tej książce wszystko jest przedstawione skrzętnie i po kolei. Na końcu poznajemy trochę jej życia prywatnego, jej rodzinę, małe słabostki. Mam wrażenie, że większość czytelników sięgających po tę książkę, jako po biografię Danuty Stenki, czekało na trochę inne proporcje. Aktorka bardzo umiejętnie bowiem i trochę oszczędnie podzieliła się swoją prywatnością – miała do tego święte prawo i chwała jej za to, że nie upubliczniła wszystkiego, bo i po co. Dała tyle ile uważała za słuszne. Jedyne co mi tak może odrobinę przeszkadzało, to ta część środkowa książki, trochę dłużące się wywody na temat poszczególnych ról Danuty Stenki. Nic w tym złego, jednak w tym wszystkim zabrakło mi wesołych przerywników, które zabiłyby monotonię, która się wkradła. Troszkę za mało było jakichś śmiesznych sytuacji, czy anegdot z planów czy z teatrów. To dodałoby temu wszystkiemu ‘smaczku’, bowiem im dłużej, tym czytało się ciężej. Tak naprawdę największa trudność tkwi w tym, że niewielu czytelników będzie znało wszystkie role teatralne Stenki, więc trochę ciężko jest się w nich odnaleźć. Osobiście kończyłam książkę w nocy i skończyłam ją czytać tylko dlatego, że weszłam już w tę część rodzinną, gdzie poznajemy Stenkę od innej strony. Gdyby nadal ciągnęła się rozmowa o poszczególnych rolach teatralnych, z pewnością odłożyłabym ją i skończyłabym na drugi dzień.

Cała książka napisana jest w formie wywiadu i to jest jak dla mnie rzecz fenomenalna. Całość czyta się bowiem szybko i przyjemnie, a zajmuje to mniej więcej dwa dłuższe wieczory. Wydanie zakończone jest szczegółowym i chronologicznym spisem wszystkich dokonań aktorskich Danuty Stenki, więc gdyby ktoś chciał w przyszłości popełnić jakieś prace na jej temat - będzie miał mocno ułatwione zadanie. Książka ta jest idealna na weekend. Bije od niej mądrość, spokój oraz pewnego rodzaju klasa. Myślę, że całość mocno odzwierciedla samą Danutę Stenkę. Polecam!

Podsumowanie:
Autor: Łukasz Maciejewski/Danuta Stenka
Tytuł: Flirtując z życiem
oprawa: twarda
Wydawnictwo: Znak, rok wyd. 2013
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 8/10
Książkę można nabyć TU


środa, 29 stycznia 2014

Erick-Emmanuel Schmitt, Małżeństwo we troje

Tak porywającej i budzącej najgłębsze uczucia książki nie czytałam już dawno. Schmitt prawdziwie szokuje, daje do myślenia, budzi nas z letargu. Pięć opowiadań Francuza, który zakotwiczył w Belgii znalazło się w jednej pozycji, która mogłaby uchodzić za wyciskacza łez. Nie jednemu bowiem podczas czytania zrobi się mokro pod oczami.

Ja osobiście mocno spłakałam się czytając drugie w kolejności opowiadanie ‘Pies’ - NAJLEPSZE. Losy psów, a także ich relacje z ludźmi nie są mi obojętne – sama mam czworonoga, a cała historia stworzona przez Schmitta pokazała całe piękno i głębię w miłości psa do człowieka, a także człowieka do psa. Zwróciła też uwagę na to, że dla zwierzęcia człowiek to człowiek, żaden nie jest lepszy ani gorszy i każdy zasługuje na takie samo traktowanie. Argos –pies z opowiadania uświadamia też samemu bohaterowi wiele cennych aspektów ludzkiego życia i jego zasad, o których on sam zapomina. W opowiadaniu mamy do czynienia z odwzajemnioną miłością, szacunkiem bohatera do  psa – psa, który w najtrudniejszym momencie życia nie pozwolił mu zatracić swojego człowieczeństwa. Od tego czasu Heymann darzy tego psa dozgonną miłością. Od pewnego momentu opowiadania po prostu płakałam jak bóbr i nie potrafiłam się powstrzymać. W dodatku dawno już nie znalazłam w książkach, które czytałam mocno oddziałujących na mnie słów. W tym jednym opowiadaniu znalazłam z kolei aż dwie sentencje, które trafiają do mnie, jak mało które. 

Bohater to człowiek, który próbuje być człowiekiem przez całe swoje życie, raz walcząc z innymi, raz walcząc ze sobą samym. Tej mądrości życiowej człowieka nie uczy drugi człowiek, a pies – Argos. 

Ludzie są tak naiwni, by wierzyć w Boga, a psy są tak naiwne, by wierzyć w ludzi.

                                        Opowiadanie 'Pies' jest tym najlepszym w tej książce.

Jak dla mnie cały ten zbiór opowiadań Schmitta ma jeden mianownik – miłość i jej rodzaje. W przypadku ‘Dwóch panów z Brukseli’ – miłość homoseksualną, a więc miłość trudną , miłość zakazaną, miłość burzącą wszelkie stereotypy i granice, miłość bolesną i szukającą spełnienia, którego nie może osiągnąć, miłość różniącą się znacznie od siebie. W opowiadaniu ‘Pies’ miłość jest bezpretensjonalna, bezustanna, najczystsza i bezosobowa. Ukazuje przywiązanie i bezgraniczną ufność. Z kolei w opowiadaniu ‘Małżeństwo we troje’ miłość poszukuje, inspiruje i jest zaskakująca. Dla bohaterów ‘Serce w popiele’ ta wygodna miłość  jest skierowana w złą stronę, co przy zwrocie wypadków powoduje zupełną zmianę uczuć. W ‘Dziecko upiór’ z kolei pokazana jest miłość racjonalna, nieakceptująca odmienności i trudności; próbująca w odpowiedni sposób znaleźć najlepsze rozwiązania, przy czym miłość ta od wewnątrz rozrywana jest trudnymi wyborami. Tak ja to widzę. 

Cała książka porusza dogłębnie i przy każdym opowiadaniu zostawia czytelnika z innym pytaniem, bo choć wszystkie mają jedną łączącą je miłość w tle, to jednak ukazują też  inne,  równie ważne, egzystencjalne rozterki, które wzruszają, intrygują i zaskakują. Czytelnik po przeczytaniu tej pozycji zmuszony jest do refleksji o zakamarkach naszego życia, na które na co dzień nie zwraca tak dużej uwagi. Wisienkę na torcie stanowią zapiski z ‘Dziennika autora’ – Schmitt ukazuje w nich całą drogę tworzenia opowiadań. Dowiadujemy się z nich przede wszystkim o tym, że każde z nich ma w sobie pierwiastek prawdziwości, każde opiera się bowiem na wydarzeniach, które miały miejsce oraz na problemach, z którymi borykali się prawdziwi ludzie. Jeśli ktoś kiedykolwiek zetknął się z twórczością Erica-Emmanuela Schmitta, a nie miał w dłoniach jego książki ‘Małżeństwo we troje’ – musi to jak najszybciej nadrobić.

 Podsumowanie:
Autor: Eric – Emmanuel Schmitt
Tytuł: Małżeństwo we troje
oprawa: miękka
Wydawnictwo: Znak, wyd. Kraków 2013
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 10/10


poniedziałek, 27 stycznia 2014

Szymon Hołownia, Marcin Prokop: Wszystko w porządku, układamy sobie życie

Obu panów znam z telewizji i nie mogę ukrywać, że obu bardzo lubię i cenię, za sposób w jaki wykonują swoją pracę, humor i lekkość w relacjach z ludźmi. Gdy sięgałam po ich książkę, myślałam sobie ‘bądź krytyczna, bądź krytyczna’ i byłam. Mimo pewnych wymienionych poniżej minusów i trochę mniejszej - niż spodziewałam się - dawki humoru, książkę przeczytać warto. 



Po przebrnięciu przez niespełna 500 stron mogę stwierdzić, że nie jest to książka, którą czyta się jednym tchem – początek zapowiada się ciekawie, wciąga, ale z zbiegiem czasu nie mam oporów by odłożyć książkę na bok - wielkie WOW! trochę zanika. Nie jest tak, jak z niektórymi książkami, że nie da rady mnie od nich odciągnąć, choćby brakowało mi czasu na inne rzeczy. Tutaj jeśli miałam coś do zrobienia, intensywniejszy czas w pracy, bez bólu serca zamykałam książkę i odkładałam ją, by czekała na swoją kolej. Ciężej przychodziło mi czytanie części Szymona Hołowni. Byłam przygotowana, że będzie poruszał kwestie religii, wiary itp., ale nie spodziewałam się, że aż tak – było tego po prostu za dużo. Starałam się z tego coś wynieść, ale z pewnych kwestii po prostu już nie miałam najmniejszej ochoty, by znaleźć coś dla siebie. Niestety, musiałam się z tym zapoznać, bo nie mam w zwyczaju, jak czytam książkę, przeskakiwać mniej interesujących mnie stron. Nie mogę jednak powiedzieć, że było tak z całością, bowiem były też kwestie, opisane w sposób bardzo przystępny i które czytałam z zaciekawieniem. Drugą rzeczą, która trochę mi przeszkadzała – to słownictwo. Już od początku czytania w oczy i w mózg rzuca się fakt, że książka nie jest napisana prostym, pospolitym językiem. Nie mam na myśli tutaj też całości, ale dużą część pozycji i owszem. Pierwsza myśl – ha, będę mądrzejsza. Obaj panowie używają dość wyszukanego słownictwa, a raczej wrzucają je w tekst, a ja czując się momentami jak głąb od razu szukałam w słownikach tych zwrotów, których nie znałam. Z biegiem czasu, zwłaszcza w tematach Szymona Hołowni tych mądrych wyrazów na jedną stronę pojawiło się już za dużo. Może i wyjdę na ignorantkę, osobę mało inteligentną – trudno. To nie była moja tematyka, a moim zdaniem mam prawo nie znać wszystkiego i nie mieć ochoty tego poznać. Po przebrnięciu przez ten najcięższy etap, ponownie wszystko normuje się i czyta się lżej.

Mam wrażenie, że Panowie stworzyli coś z niczego - a to przecież wcale łatwe nie jest. Obaj sięgnęli do swoich wspomnień, a dzięki swojemu podejściu do życia, spojrzeniu na dane tematy wykreowali coś naprawdę fajnego. Przy okazji w przystępny sposób dając nam również lekcję historii, którą poznajemy nie tak jak w podręcznikach szkolnych, ale w przystępny sposób, który zapada w pamięć. Poznajemy fakty, ciekawostki, o których nie mieliśmy (przynajmniej ja o niektórych) bladego pojęcia, przy czym poruszone tematy nie mają granic. Jest to ich takie własne i szczere spojrzenie na świat. Przy okazji też obaj panowie piszą o swoich opiniach, historiach, życiu – przez co również sami poznajemy ich lepiej. Dokładając do tego wspomniane wyszukane momentami słownictwo, po przeczytaniu tej książki czujemy się po prostu mądrzejsi – ja na pewno. Po przeczytaniu Wszystko w porządku, układamy sobie życie o jednym jestem przekonana - obaj panowie wiedzą jak pisać, robią to dobrze we dwójkę – uzupełniają się bowiem idealnie i niech nie poprzestają na tym, co stworzyli.

Podsumowanie:
Autor: Szymon Hołownia/Marcin Prokop
Tytuł: Wszystko w porządku, układamy sobie życie
oprawa: twarda
Wydawnictwo: Znak, wyd. Kraków 2013
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 8/10

wtorek, 7 stycznia 2014

Stieg Larsson, Zamek z piasku, który runął

Zamek z piasku, który runął to genialna kontynuacja drugiej części trylogii, pt. Dziewczyna, która igrała z ogniem. Z jednej do drugiej książki przechodzi się płynnie i jeśli posiada się obie, to nie jest ważne, jaki mamy dzień, czy która godzina nad ranem jest – kończąc „dwójkę” od razu rozpoczynamy ostatnią część Millennium. Gdy zobaczyłam, że ma ona prawie 800 stron (najwięcej z całej trylogii), pomyślałam, że zejdzie mi z tym trochę dłużej – nic bardziej mylnego. Podobnie, jak poprzednie części chłonie się tę książkę niemiłosiernie szybko, akcja jaka się w niej toczy tak wciąga, że nim się człowiek obejrzy a kończy tę 800-stronnicową kobyłę.

Akcja rozpoczyna się w szpitalu, gdy przywieziona zostaje tam Lisabeth i jej ojciec ‘Zala’. W momencie, gdy ponownie wolność oskarżonej m.in. o próbę morderstwa Salander jest zagrożona, Blomkvist, przy współpracy z Armanskim i policją, odkrywa bardzo mocno strzeżoną tajemnicę państwową, która okazuje się jednym z największych przestępstw w Szwecji. W przeciwieństwie do dwóch pierwszych części, w których wszystko rozpoczynało się spokojnie, momentami nawet trochę nudnie, tu wydarzenia od początku nabierają rozpędu i czytelnik chłonie kolejne wersy z zapartym tchem. W tej części nie ma nawet kilku zdań, które mogłyby dać wrażenie statyczności. Dłużyć się może tylko opis życia i pracy pewnej postaci, tj. Bjorna. Odrobinę może też przeszkadzać zbyt duża liczba osób pobocznych, czy to prowadzących śledztwo, czy też samych pracowników Sapo/Sekcji, a także nowych współpracowników Eriki Berger, którzy pojawiają się, nie wnoszą nic, a nazwiska plączą się w głowie. Z kolei charakternej, niesamowicie inteligentnej i  intrygującej Salander, która jest tym najbardziej emocjonującym punktem, w trzeciej części jest trochę jakby za mało. Trzeba jednak przyznać, że i to bogactwo postaci, bogactwo wątków jakie pojawiają się w trzeciej części jest tak umiejętnie splecione razem, że nie powinno przeszkadzać i w tym też możemy dostrzec kunszt Stiega Larssona. To, co nadaje książce wartości, to według mnie rozprawa sadowa Salander – dla mnie cała akcja, dialogi stworzone przez Larssona to mistrzostwo świata i tak naprawdę w ten sposób stworzony wątek rozprawy mógłby być oddzielną, może nie 800-stronnicową lekturą, ale książką na 400-500 stron na pewno. 

Jedno czego można być pewnym – jeśli nie przeczyta się wcześniejszych części nie będzie miało się pełnego obrazu historii i niektóre wątki nie będą dla czytelnika zrozumiałe. Jeśli czytać to tylko od początku do końca, a jeśli chce się sprezentować komuś Millennium, to tylko i wyłącznie w pełnym pakiecie. Po przeczytaniu trylogii wiem już, że Stieg Larsson to król kryminału i naprawdę ubolewam nad tym, że nie było mu dane napisać kolejnych części tej niesamowitej sagi aspołecznej, zamkniętej w sobie, a zarazem fascynującej i budzącej wielką sympatię Salander i Blomkvista, dociekliwego dziennikarza, amanta, który potrafi wplątać się w największe i najbardziej niebezpieczne afery i wyjść z nich cało, przy okazji wydając książkę na ten temat. 


Podsumowanie:
Autor: Stieg Larsson
Tytuł: Zamek z piasku, który runął
oprawa: miękka
Wydawnictwo: Czarna Owca, wyd. 2013
Ocena Czytanie uszczęśliwia: 10/10